Cześć!
Przychodzę do Was dzisiaj z dość nietypowym jak na mnie postem, a 
mianowicie z małym przeglądem i recenzją pomadek Golden Rose. Jestem 
pewna, że je znacie, część z Was pewnie pokochała je od pierwszego 
wejrzenia (tudzież aplikacji ;)) i będziemy mogły podzielić się 
wrażeniami, bo szczerze mówiąc, nie do końca zgadzam się z większością 
opinii, które na ich temat miałam okazję czytać. Ale po kolei :) 
Jak czytamy na stronie producenta:
Longplay Liquid Matte Lipstick to matowa pomadka w płynie gwarantująca perfekcyjne, pełne pokrycie ust matowym kolorem przez wiele godzin, bez uczucia przesuszenia i lepkości.
Lekka formuła wzbogacona w witaminę E i olej z awokado sprawia, że usta stają się niezwykle nawilżone i gładkie. Elastyczny aplikator i kremowa konsystencja zapewniają wygodne rozprowadzenie produktu.
Producent zaleca odczekać chwilę po aplikacji, aby uniknąć rozmazania, a
 jako najlepszy sposób demakijażu proponuje płyn dwufazowy.
|  | 
| źródło: goldenrose.pl | 
Zanim zmierzymy się więc z tym, co nam obiecują, powiem jeszcze, że mamy
 do wyboru 17 odcieni pomadki. Ja jestem w stanie opowiedzieć o sześciu.
 O, przepraszam, siedmiu.
Zacznę od pigmentacji. Nie znam osoby, która miałaby okazję korzystać z tych pomadek i powiedziałaby, że są źle napigmentowane. (poznam jakąś?) Ładnie
 pokrywa usta jedną warstwą koloru, choć zakładam, że większość z nas - a
 na pewno ja - daje drugą, by uzyskać lepszy efekt. Ale te dwie warstwy,
 choć mnie zawsze wydaje się, że mam na ustach dużo produktu, nie tworzą brzydkiej, złuszczającej się warstwy.
 A niestety muszę przyznać, że wiele pomadek, zwłaszcza dających ładny 
efekt z początku, nieestetycznie "schodzi mi" już po kilkunastu 
minutach. (miewam tak czasami, na przykład, przy tych pomadkach w kredce z GR) 
Czytałam dość sporo zarzutów odnośnie zapachu tych pomadek - od 
tego, że jest zbyt intensywny do tego, że mdlący i nieprzyjemny.  Mam 
dość mocno rozwinięty zmysł węchu i wiele produktów mi przeszkadza, ale 
akurat w przypadku tych Mattów zapach mi się podoba. Jest taki... hm, 
powiedziałabym, że olejkowy. Coś na kształt kremów czy odżywek 
zawierających mieszanki olejów. Nie trzymam opakowania zbyt blisko nosa,
 więc jest okej ;)
Aplikacja, co do której też były zarzuty, dla jest w porządku. 
Nie miewam problemów z obrysowaniem kształtu, nic mi się nie zlewa, nie 
"wyjeżdża" nieestetycznie. A dodam, że konturówek nie używam, nigdy.
Na koniec zostawiam to, co pewnie interesuje Was najbardziej, czyli trwałość.
 Jestem tym dziwnym typem kobiety, która nakładając makijaż rano 
oczekuje, że utrzyma się on do wieczora w postaci niewytartej. Noszę w 
torbie jedynie perfumy i pomadkę, a i tak rzadko zdarza mi się tej 
drugiej używać, bo... nie mam na to czasu i nie chce mi się o tym 
myśleć. Nie miewam złudzeń, że jakakolwiek pomadka czy szminka utrzyma 
się na moich ustach do wieczora, a nawet przez połowę dnia, a jako że 
nie "latam" do lustra, wszelkiego rodzaju kosmetyki mają "test 
wytrzymałości" kiedy mam tę wolną chwilę i to lustro gdzieś, 
przypadkiem, mijam. Moim zdaniem - jest okej. Chociaż bez szału i 
powiedziałabym, że to chyba zależy od koloru. Najlepiej utrzymuje mi się
 niewątpliwie 13. (kolor na zdjęciu powyżej), albo - może 
bardziej w ten sposób - jest na tyle podobna do mojego naturalnego 
koloru ust, że nie widzę jak się "zjada". Jem, piję (gorące i zimne 
napoje) i uważam, że nawet kiedy coś "schodzi" to w dość równomierny 
sposób. Oczywiście najszybciej od tej bardziej "wewnętrznej" strony, ale
 to tylko pomadka, nie makijaż permanentny. :)
Podsumowując - jeśli nie miałyście jeszcze okazji kupić sobie tej 
pomadki, o której głośno jest wszędzie, to polecam jak najbardziej. 
Zarówno nudzaki jak i te intensywne kolory.
Kto próbował? Co myślicie? :)


