Po lekturze tekstu Magdy, przyszedł czas na list zdumionego, biednego, zapracowanego mężczyzny.
Od lat krążą w opinii społecznej przekonania o tym, że co u płci
"silniejszej" wydaje się wyrazem męskości, u kobiet zdaje się
odrażające. Nie będę przytaczać tu dokładnego określenia wierząc, że
wszyscy wiemy, o co chodzi.
W
XXI w. wchodzimy natomiast na kolejny poziom tego przekonania,
opierający się o bardziej przyziemne sprawy, jakimi jest codzienne
życie. W istocie wierzę w rolę kobiety dbającej o ciepło domowego
ogniska – wychowującej dzieci, gotującej obiady, dbającej o domową
harmonię i o to, by mężczyzna mógł czuć się dobrze, zaopiekowany,
nakarmiony i mający prawo do odpoczynku.
"Feminizm kobiet nie kończy się tam, gdzie trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro"
Tyle
że czasy kobiet "w domu" skończyły się dawno temu. Kiedy mężczyźni
wrócili z pola (w którym, de facto, zarówno kobiety, jak i nawet te
wychowywane przez nie dzieci) w okresie wzmożonej ilości obowiązków,
pracowały wraz z nimi od świtu do nocy. Dzisiejsze kobiety, którym tak
często wmawia się nadmierny feminizm, pracują na niejednym czasem
etacie, a dwa kolejne dorabiają w domu, starając się spełnić oczekiwania
mężczyzn, którzy – patrząc po ostatnim liście – i tak ani tego nie
zauważą, ani tym bardziej nie docenią.
Feminizm kobiet nie kończy
się tam, gdzie trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro. Nie zaczyna się
też w miejscu, gdzie podejmują pracę zarobkową. Szowinizm natomiast
apogeum osiąga w punkcie, w którym oczekiwania wobec kobiety nijak mają
się do zaspokajania "domowych potrzeb" rodziny. A ustalmy, że one
obejmują nie tylko finanse.
Czy
nasze prababki, zamknięte w domach przez zapracowanych facetów, leżały
pachnące w oczekiwaniu, aż ich mężowie zaszczycą ich obecnością w domu,
żądając jedynie ciepłego obiadu i kapci? Oczywiście, że nie. Ilu z nas
miało babcie mające odwagę powiedzieć, że gdyby nie tamte czasy, to
zostawiłyby swoich mężów, nie chcąc dopasowywać się do roli?
Nie
każda kobieta chce być matką, nie każda panią domu i wszystkie mamy do
tego takie samo prawo, jak mężczyźni do tego, by zamiast ciężkiej
fizycznej pracy wykonywać czasem mniej płatną, ale satysfakcjonującą ich
pracę "na miejscu".
Żony "siedzące w domu"
Czy
podczas lockdownu mężczyźni wreszcie mieli szansę zobaczyć swoje żony
"siedzące w domu", którym przez wiele godzin nie udało się usiąść, a
których kawa trzy razy lądowała w mikrofalówce, zanim powiesiły pranie,
pozmywały, odrobiły pracę domową z jednym, a następnie drugim dzieckiem,
stojąc nad garami, żeby po ośmiu godzinach pracy online przeplatanej z
wiadomościami sportowymi lub motoryzacyjnymi, podać mężowi ciepły obiad?
Gdzie
jest miejsce na szeroko promowane partnerstwo w związkach, w których
pracują oboje, a następnie facet siada przed komputerem, a kobieta biega
po domu, żeby po tym zarobkowym etacie zdążyć jeszcze z tym drugim,
domowym?
I
gdzie, jeśli te obowiązki nie dzielą się równo na pół, podziewa się
rzucone choćby w biegu "dziękuję", kiedy to znów ona, nie on, wstała od
stołu, żeby coś w trakcie obiadu przynieść?
Myślę
sobie o tym, co wylałam z siebie w tekście powyżej i wyobrażam sobie
kolejnego zdumionego faceta, który prycha pod nosem, mówiąc o feminizmie
i tym, jak mój musi mieć mnie dość, że nic w domu nie robię. Prawda
jest taka, że dużo bliżej mi do Magdy, która zarabia nieźle, ale po
pracy wcale nie leży i nie pachnie. I prawda, że w rolę kury domowej,
którą nigdy nie chciałam zostać, weszłam sama, czekając z obiadem w –
ewentualnie – posprzątanym mieszkaniu.
"Mnie też czasem się nie chce"
Ale
mnie też się czasem nie chce, mam dość i wolałabym zamówić domowy obiad
z baru mlecznego niż kolejny raz zastanawiać się, czy strugać ziemniaki
i bić schabowe, czy – o losie – wykazać się odrobiną polotu i zrobić
coś innego. Też, po kilkunastu godzinach wzmożonego myślenia w pracy na
najwyższych obrotach, mam ochotę usiąść z herbatą przed telewizorem i
mieć wszystko w tym miejscu, którym mój facet przed komputerem siedzi na
krześle.
Natomiast ten
obiad jest na cholernym stole, a ja czekam, żeby go zjeść wspólnie, bo
tym, co lubię w naszym domowym życiu najbardziej jest to, że spotykamy
się właśnie przy stole. A moje koleżanki i mamę nieprzerwanie dziwi –
jak to, ty gotujesz? I kiedy weszłaś w rolę, w której nigdy nie chciałaś
się znaleźć? A ja naprawdę nie wiem nic poza tym, że mi ta rola nie
pasuje…
Dlatego rozumiem Magdę,
która ma ochotę wyjść z domu i się za siebie nie oglądać. Nie chodzi o
to, że kobieta nie lubi swojego faceta, nie kocha swoich dzieci,
nienawidzi swojego domu. Chodzi tylko o to, żeby w tym całym zabieganiu
ktoś docenił to, że chociaż facet wychodzi z domu pierwszy i wraca do
niego ostatni, to w trakcie jego nieobecności odpoczywa tylko pies. No
albo kot, w zależności od wybranego towarzysza.
Poziomu
zmęczenia nie mierzy się przecież cudzą miarą, więc nie ma pracy mniej
lub bardziej męczącej, mniej lub bardziej wymagającej. Każdy z nas
przecież pamięta zmęczenie z czasów szkolnych, choć dziś wydaje się, że
"nic nie robiliśmy". A jednak.
"Nie życzę nikomu zdumionego faceta"
Najgorszym
więc, co może nas spotkać, jest zdumienie emocjami, które się w nas
kłębią. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie miał ochoty
odwrócić się na pięcie i odejść bez słowa. W jakiejkolwiek życiowej
sytuacji.
Nie życzę
nikomu zdumionego faceta, który – olaboga! – pierwszy raz od dwunastu
lat poszedł na urlop. Grzecznie tylko zapytam, ile razy jego żona miała
szansę odpocząć sama, bez niego i dzieci? Bo wydźwięk jego listu jest
taki, że krzyczącą nastolatkę wychowała jednak matka. Co więc robił
ojciec, poza wymaganiem?
Spójrzmy
na siebie, zanim zaczniemy wymagać od innych. A ty, mężczyzno, zanim
znów rzucisz swojej kobiecie uszczypliwy komentarz, że coś jest w domu
nie tak… przypomnij sobie, co sam z siebie ostatnio zrobiłeś w sposób
perfekcyjny, kiedy nikt niczego nie musiał poprawiać. Podziękowała ci za
to? Pewnie nie, niewdzięczna.
A
ile razy ty podziękowałeś jej za to, że zmęczona po pracy nie położyła
się na kanapie, a jednak ugotowała ten – może nawet wybitnie niesmaczny –
obiad, wyprowadziła psa, odrobiła lekcje z dziećmi, czy nawet zrobiła
dla samej siebie coś, na co od razu zwróciłeś uwagę? Nie oczekujcie od
nas więcej niż to, co sami dajecie od siebie. I nie, to absolutna
nieprawda, że mężczyznom wolno więcej. To nam, kobietom, wydaje się, że
na więcej musimy się godzić…
Zainspirowane tekstami opublikowanymi w serwisie Onet.pl.
List opublikowany 24.08.2022 roku, dostępny pod tym adresem.