15:51:00

Emily Giffin - Coś niebieskiego





Mówią, że czas leczy rany.
Mówią, że lekarstwem na złamane serce jest nowa miłość.
Mówią, że wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Życie Darcy w jednej chwili rozpada się na drobne kawałeczki. Narzeczony porzuca ją tydzień przed ślubem, na domiar złego odchodzi z jej najlepszą przyjaciółką. Darcy obwinia obydwoje o rozpad swojego związku, choć sama ma romans i spodziewa się dziecka.









Ah, ta biedna Darcy. 

Pamiętacie Coś pożyczonego Emily Giffin? Powyższa pozycja jest niczym innym jak kontynuacją tej historii, tyle tylko, że tym razem losy bohaterów zostały ukazane z innej perspektywy. Nie pamiętam czy przy recenzji pierwszej części wspomniałam - okej, sprawdziłam: nie powstrzymałam się - jak bardzo nie lubię tej całej Darcy. Być może dlatego, że jest totalnym przeciwieństwem ciepłej i kochanej w moim odczuciu Rachel, a być może dlatego, że bardzo mi kogoś przypomina. (jak się pewnie domyślacie, jej też nie lubię ;)) 

W każdym razie Deks odszedł do Rachel, a Darcy na zabój się na nich obraziła. W głębi duszy cieszy się na myśl o macierzyństwie, choć już niebawem (bardzo szybko) okazuje się, że na Marcusa jako ojca nie ma co liczyć. Co chyba nikogo nie dziwi, taki typ faceta... A skoro została sama, bez narzeczonego i najlepszej przyjaciółki, a na domiar złego zostawił ją również ten nieogarnięty kochanek - wygląda na to, że to co dajesz od siebie prędzej czy później wraca.

Okej. Spróbuję się powstrzymać od tych komentarzy przez chwilę ;)

Jako że Darcy została z dzieckiem sama, gdyż w międzyczasie okazało się jeszcze, że rodzice zupełnie nie pochwalają tego, co się wydarzyło, a ciąża dolała jedynie oliwy do ognia - nasza trzydziestoletnia bohaterka (zapomniałabym! będąca jednocześnie narratorem) chce zmienić swoje życie. W tym celu postanawia poprosić o pomoc Ethana (czytaliście? wiecie o kim mowa? ;)), przyjaciela z dzieciństwa, z którym od zawsze lepszy kontakt miała jednak Rachel. Tak więc prosi o pomoc, a już niebawem... przenosi się do Londynu! Plus dla tej pani za odwagę, by zmienić codzienność o 180 stopni, w dodatku w takim momencie - przecież spodziewa się dziecka. Ale ta przeprowadzka niesie za sobą pewne konsekwencje... kiedy wyprowadzasz się na drugi koniec świata, na inny kontynent, zmieniasz nie tylko otoczenie czy adres zamieszkania. Darcy musi zaakceptować fakt, że czas przestać roztrwaniać pieniądze na ubrania i zacząć myśleć (pierwszy raz w życiu) nie tylko sobie, ale również o rozwijającym się pod jej sercem dziecku. Domyślacie się pewnie, że nawet w Anglii praca dla ciężarnych kobiet nie leży na ulicy, a żyć za coś trzeba. W dodatku ta zawsze uśmiechnięta, otoczona ludźmi i będąca w centrum uwagi Darcy zaczyna odczuwać przytłaczającą samotność - nie potrafi odnaleźć się w małym pokoiku w mieszkaniu Ethana, zakrada się do jego sypialni nie umiejąc zasnąć, brakuje jej towarzystwa przyjaciółek, a także mężczyzny, który byłby dla niej podporą. I choć przyjaźń między tymi bohaterami niezwykle się rozwija - właściwie czytamy tutaj nie tyle o rozwoju co naradzającej się więzi - to jednak nie to. A ciąża, która już na samym początku stanowiła dla niej zaskoczenie, przynosi jeszcze więcej niespodzianek... 

Czy Darcy odnajdzie się w nowym miejscu? Czy znajdzie to, na czym naprawdę jej zależy? Czy uda jej się spełnić założenia z listy "jak być lepszą przyjaciółką"? I ostatecznie... czy w jej nowym, londyńskim życiu, znajdzie się jeszcze miejsce na stare, amerykańskie znajomości? 

Już poprzednim razem wspomniałam, że lubię panią Giffin, choć tego typu książki mają to do siebie, że czasem bywają zwyczajnie męczące. Niekiedy trzeba ją odłożyć, by nie rozerwać na strzępy wyobrażając sobie, że jest to główna bohaterka (moja odraza do niej nieco zmalała po tej lekturze, niemniej jednak nadal nie darzę jej sympatią), a innym razem po to, by się nie zasłodzić. Ale mamy lato. Po fali ulewnych deszczy znów wyszło słońce, mój termometr wskazuje dziś trzydzieści osiem stopni, tak więc nie wyobrażam sobie czytania na tym skwarze czegoś, co wymaga myślenia. A tutaj jest... trochę słodko, trochę odmóżdżająco, a na pewno przyjemnie ze względu na sposób pisania autorki. Polecam, choć nie jest to ambitna pozycja. 

Moja ocena: 5/6

A na koniec ogłoszenie parafialne ;)
Poszukuję współautorki, która byłaby w stanie wnieść na bloga choć trochę życia.
Z racji tego, że jestem aktualnie mocno zapracowana, nie mam czasu być tutaj tak często jak bym chciała, a mimo to nie chcę, by Zawrót upadł lub nieustannie się kurzył. Nie gryzę, nie stawiam wymagań z kosmosu, jestem otwarta na ludzi (pod każdym względem :) Zainteresowanych proszę o kontakt na 
ksiazkowy.zawrot@gmail.com
+ lubicie konkursy?
bo mam pewien pomysł ;)

i zapraszam na fejsbuka.