Zauważyła ostatnio, że ten książkowy blog w tym roku stał się bardziej... filmowym blogiem. Już miałam pisać o książce... ale, o zgrozo!, wybrałam się do kina. Obiecałabym
 Wam, że przez pewien czas nie pójdę, ale... chyba jednak pójdę. W każdym razie następnym razem na pewno przyjdę z książką, bo mam dwie recenzje na stanie, ale jako że film aktualnie jest w kinach, to przychodzę dzisiaj z kolejną w tym miesiącu recenzją nowości, tym razem polskiej - Kobiety mafii Patryka Vegi. 
Dzień
 przed seansem oglądałam Wojewódzkiego, u którego gościem był Tomasz 
Oświeciński - filmowy Milimetr - i nie wiem na ile są to żarty, a na ile
 prawda, ale padło tam zdanie, że Kobiety mafii to efekt trzech tygodni 
pracy na planie oraz że (tu komentarz prowadzącego), że scenariusze 
filmów Vegi są takie same - "kur.wa" i zaczynają zdjęcia. Nie raz już Wam wspomniałam, że nie 
jestem wielką fanką rodzimych produkcji (ani książek), ale od pewnego 
czasu próbuję się przekonać i zgodnie z zasadą otwartego umysłu wybieram
 filmy i książki z polskiego podwórka. 
Abstrahując
 od samej w sobie postawy Kuby to nie da się zaprzeczyć, że filmy Vegi 
są dość charakterystyczne, zarówno pod względem tematyki jak i sposobów 
jej przedstawienia - wulgarnie, brutalnie i kontrowersyjnie. Niby nic 
nowego, ale przed tym seansem usłyszałam też, że to najlepsza produkcja 
Patryka i...
Moje pierwsze spotkanie z Vegą miało miejsce przy premierze Niebezpiecznych kobiet, które zapamiętałam głównie z wyrazistych postaci i Ostaszewskiej, którą zobaczyłam wtedy w zupełnie innym świetle i którą dzięki tej roli polubiłam. Być może przez to właśnie w każdej kolejnej produkcji doszukuję się "tego czegoś", co chyba coraz trudniej mi znaleźć. Choć kiedy już to zdanie napisałam pomyślałam sobie, że może powinnam ująć to inaczej - o ile wtedy wydawało mi się, że to właśnie Ostaszewska jest mocna, wyrazista i chociaż przerysowana to godna zapamiętania, tak teraz chyba każda z postaci jest przedstawiana w ten sposób, choć jej znakiem rozpoznawczym stają się inne cechy.
Nie opisuję Wam tu fabuły, bo nie o to chodzi. 
Chyba przy recenzji Botoksu wspomniałam,
 że o ile naprawdę nie mam nic do tych aktorów - powoli zaczyna mnie 
drażnić, że etap Karolak - Szyc - Adamczyk - Dereszowska zastępują dwie 
kolejne grupy, spośród których zaczynam gubić wątki postaci, kiedy 
wychodzę z kina i nie jestem pewna, czy scena z udziałem tej-dwójki
 była w tym czy poprzednim filmie. U Vegi jest jeszcze ten problem, że 
niezależnie od tego czy głównymi bohaterami są przedstawiciele policji 
czy mafii, zachowania - czy też raczej sposób bycia - mają dość podobne.
Poprzednie "dziecko" reżysera możemy dziś oglądać jako serial jak Show Maxie i tuż przed premierą chodziły słuchy, że Kobiety także
 zostały nakręcone w sposób umożliwiający podzielenie ich na odcinki. 
Może coś w tym jest, bo film jest niewiarygodnie długi i mając już tę 
informację gdzieś z tyłu głowy można się w nim doszukać pewnych 
"podzielników" - początków i końców. 
Podsumowując ten wywód posłużę się fragmentem oficjalnej recenzji Filmwebu: 
"Kobiety mafii" to soczysta sensacyjna pulpa, ruchomy komiks wypełniony po brzegi przerysowaną przemocą, brudnym seksem i niegrzecznym, nierzadko groteskowym humorem. Jest to również film z poprawnie skonstruowaną fabułą, co na tle ostatnich dokonań Vegi wydaje się wartym odnotowania osiągnięciem. (...) Vega nadal kręci kino atrakcji, którego podstawowym imperatywem jest dostarczanie publice w kolejnych scenach coraz to nowych uciech.
Niemniej
 jednak Vega ma taki styl i znamy go już na tyle, żeby idąc do kina 
oczekiwać właśnie podobnych, powiedzmy, uciech. Jakkolwiek głupio nie 
zabrzmi to w kontekście fabuły i przedstawionych w tym filmie 
(przerysowanych, ale jednak) sytuacji w dwóch czy trzech momentach 
westchnęłam i powiedziałam, że tacy to mają życie. Dodatkowo 
utwierdziłam się w przekonaniu, że naprawdę lubię kino, które 
wybraliśmy, bo takiej atmosfery i takiego kontaktu wśród widzów na sali 
chyba nie da się powtórzyć. 
Generalnie naprawdę polecam, choć w pewnym momencie swoich wypocin sama zwątpiłam, czy do tego ta recenzja prowadzi. 
 Wszystkie użyte w poście zdjęcia pochodzą z grafiki google. 




