08:50:00

Kulturowe podsumowanie lata.

Ciężko mi uwierzyć, że minęły cztery miesiące, odkąd byłam tu ostatnio! Mogłabym to, oczywiście, tłumaczyć natłokiem spraw i obowiązków, końcem semestru, sesją, okresem urlopowym... Ale ani nie byłaby to do końca prawda, ani też nie o tłumaczenie chodzi. 

Korzystając z okazji powrotu do wrześniowej rzeczywistości przychodzę do Was z kulturowym podsumowaniem lata - trochę filmów, trochę książek. Ale, bez zbędnego gadania, do rzeczy :). 


Trzy kroki od siebie 

O ile jest to film dla młodzieży, o tyle wiecie już przecież, że lubię kategorię New Adult zarówno w literaturze jak i filmie - od czasu do czasu. Trzy kroki od siebie to wzruszający dramat dwojga nastolaktów, których życie definiuje mukowiscydoza. Po pierwsze uważam, że to obraz pięknej przyjaźni, po drugie - film dla ludzi w różnym wieku pozwalający poznać chorobę, o której niby wszyscy wiemy... a jednak wiemy naprawdę niewiele.


Niedobrani 

Do dziś mam przed oczyma pewną scenę, która skutecznie obrzydziła mi uwielbienie dla facetów z zarostem, ale gdybym miałam o tym filmie powiedzieć w trzech słowach - komedia (nie do końca) romantyczna, jakich wiele, ale na jesienny wieczór całkiem niezła. W końcu jesień rządzi się swoimi prawami, a tu można się było pod nosem uśmiechnąć.


Oszustki 

Rebel Wilson gra w specyficznych filmach specyficzne role. W gruncie rzeczy jest naprawdę fajną aktorką, choć mnie samą słowo "fajna" w pewnym momencie (tego lata, a jakże!) zaczęło uczulać, ale ilekroć myślę o filmie, który z nią widziałam, mam wrażenie, że wszystkie są do siebie podobne. 
Scenariusz Oszustek pozostawia trochę do życzenia, ale to z założenia nie miał być z pewnością film wysokich lotów, więc... całkiem okej.


Imprezowi rodzice

Pamiętam, że ten film widziałam, ale... żeby przypomnieć sobie wrażenia musiałam zobaczyć zwiastun. Cóż, zdecydowanie jest to jeden z gorszych filmów, jaki widziałam w tym roku.



Fighter

Chciałabym powiedzieć: Roznerski, ach, Roznerski. No cóż, naprawdę gościa lubię. Niestety, podobnie jak w poprzednim przypadku, nie do końca zapamiętałam fabułę tej produkcji, choć minęło od jej premiery zdecydowanie mniej czasu. Mam dziś wrażenie, patrząc z dystansu, że to film mający przypominać Do utraty sił (pamiętam, że myślałam o nim podczas seansu), ale zdecydowanie nie wyszło.


Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw

Film jak film, ale nazwanie go dalej Szybcy i wściekli to pomyłka. Z szacunku do tej serii powinni przestać kontynuować ją kilka części temu. I tyle.  


Jeśli chodzi o książki, niestety mam zdecydowanie mniej do powiedzenia. Ponadto wszystko z ostatniego miesiąca, niekoniecznie też wszystko warte uwagi. 

Po pierwsze, Wszystko czego pragnęliśmy Emily Giffin. Zdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych autorek, z chęcią sięgam po wszelkie nowości spod jej pióra, więc jak widzę promocję nie mogę przejść obojętnie. 

Nina należy do elity i u boku bogatego męża prowadzi wygodne życie, jakiego zawsze pragnęła. Ich syn Finch właśnie dostał się na wymarzone studia w Princeton. Tom jest samotnym ojcem i pracuje od rana do nocy. Rozpiera go duma, gdy jego córka Lyla dzięki stypendium zaczyna naukę w prywatnym liceum. Dziewczyna usilnie stara się dopasować do obcego jej otoczenia, choć latynoska uroda odziedziczona po matce wcale jej w tym nie pomaga. Światy Niny i Toma zderzają się gwałtownie, gdy w szkole wybucha skandal obyczajowy z udziałem ich dzieci. Pośród piętrzących się kłamstw bohaterowie będą musieli przemyśleć relacje z najbliższymi i odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: czego naprawdę pragną? 

Po drugie, #instaserialomiłości Nicole Sochacki-Wójcickiej. Jak zdecydowana większość zakupiłam tę książki przy okazji WOŚP-u. Musiało minąć dużo czasu zanim zaczęłam ją czytać i gdyby nie fakt, że poprzednią na wakacjach zabrała mi koleżanka, pewnie instaserialu bym nie zaczęła... Wciągająca o tyle, że czyta się niewiarygodnie szybko, odrzucająca o tyle, że... Ja wiem, że to historia z instagrama, że wcale nie miała być książką, że to zebrane "do kupy" wpisy dla "oglądaczy zdjęć" w mediach społecznościowych. Nie oceniam tej książki z perspektywy historii, bo wciąż uważam, że życia się nie ocenia, ale - na Boga! - książka niech będzie książką. Znam to powiedzenie, że śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, i gro powie, że z pisaniem jest podobnie. Ale umówmy się, że pisanie na instagramie to nie literatura. A okładki warto zostawić jednak dla czegoś, co przyjemnie trzyma się w ręku. Instaserial to dla mnie swego rodzaju wyraz grafomanii. Spędziłam z Nicole dwa wieczory, uśmiałam się, ale - proszę - nigdy więcej. 

I po trzecie, po raz kolejny, Osieckiej i Przybory Listy na wyczerpanym papierze pod redakcją Magdy Umer. Wracam do tej książki i kocham ją nieprzerwanie od lat. Ale... pewnie nie muszę Wam tego tłumaczyć. 


Źródło zdjęć z filmów: grafika google.