Autor: Anna Janko
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: maj 2012
Liczba stron: 368
"Najnowsza
książka Anny Janko to piękna opowieść o potężnej sile miłości, która jak demon,
zarazem tworzy i niszczy, prowadzi na szczyty egzystencjalnych doznań, ale
także porzuca na krawędzi, spycha na dno, w pobliże śmierci.
Hanka, bohaterka „Dziewczyny z zapałkami”
zbliża się do czterdziestki, jest matką dwójki dzieci, rozczarowaną małżeństwem
żoną, niespełnioną poetką. I wtedy pojawia się ON, a wraz z nim wielka
namiętność, ekstremalne przeżycia, szansa na szczęście. Ale też poczucie winy i
ból. Autorka opisuje z przenikliwością, niezwykłą dynamiką, dramat miłości i
udowadnia, że polszczyzna jest w stanie unieść temat erotyki i seksu. Uczta dla
zmysłów, uczta dla umysłu."
Zachęciła mnie okładka. Przyznam się
bez bicia, że nie czytałam „Dziewczyny z zapałkami”, więc mogę mieć nieco inne
zdanie na temat tej książki, nie znając jej poprzedniczki. Ale może od
początku…
Na książkę trafiłam oczywiście w
Empiku, w którym to zaginęłam, znużona innymi zakupami. Najpierw zachęciła mnie
śliczna, zmysłowa wręcz okładka, a później niebanalny tytuł, który wydał mi
się… może nie śmieszny, ale jakiś taki nieprawdopodobny. Wróciłam do domu i
niezbyt ucieszona odłożyłam ją do „poczekalni”, ponieważ miałam jeszcze kilka
książek z biblioteki, z którymi chciałam się jak najszybciej uporać.
Gdy w końcu wpadła w moje ręce,
zaczęłam ją pochłaniać. Na samym początku narracja lekko mnie denerwowała –
nawet nie chodzi o to, że mi się nie podobała, bo ostatnimi czasy sama z taką
zaczęłam praktykować, ale drażniły mnie słówka, które, według mnie, nie powinny
się znaleźć w książce, a raczej w języku potocznym. Dopiero gdzieś po
kilkunastu kartkach zrozumiałam, że taki jest charakter książki, więc moim
zadaniem jest się jedynie do tego przystosować.
Jak pomyślałam, tak i zrobiłam. I
jestem niesamowicie zadowolona z tego, że wkręciłam się w czytanie, bo książka
naprawdę jest rewelacyjna.
Główną bohaterką jest niemal
czterdziestoletnia Hanna, artystka, matka dwójki dzieci, żona. Niby
ustatkowana, niby pewna tego, co chce osiągnąć, a w głębi duszy pragnąca
kochania, takiego prawdziwego. Monotonii, która wkradła się do życia jej i jej
męża, chciałaby się pozbyć…
„Zakochany człowiek nie ma sumienia. Możesz mieć męża, żonę, chorą matkę, debet w banku, czterdzieści lat, wszystko jedno. I tak dzielą cię od tego pradystanse i lata gwiezdne. W dodatku masz tę absolutną pewność, jaką miewają prorocy, że wiesz, co robisz, i wszystko będzie, jak ma być.”
W książce roi się od bogatych w wiedzę
cytatów. Tych, które mówią o miłości, ale i tych, które wygłaszają gorzką czasem prawdę o naszym marnym życiu.
Hania poznaje Go w najgorszym momencie
swojego życia. Kiedy nie znajduje pocieszenia u boku męża, jest On. On, który
wysłucha zawsze, kiedy tego będzie potrzebowała. On, który będzie dla niej
zawsze wtedy, kiedy będzie go chciała. Czyż nie idealnie? Zatracają się w swoim
romansie, skrycie ukrywanym przed Jego żoną i jej mężem, Pawem (bo tak go
nazywa, a naprawdę ma na imię Paweł). Są jeszcze dzieci – dziesięcioletnia dziewczynka,
która staje się opoką Hanki oraz piętnastoletni syn, który kurczowo trzyma się
ojca.
Mimo wszystko, rozumiem, dlaczego
Hania tak postąpiła, co nie znaczy, że podzielam jej zdanie. Czuła się
niezrozumiana – zagubiona w dużym, prawdziwym świecie. Zawsze pragnęła miłości,
uczucia… Niezrozumienie najpierw nadeszło ze strony teściów, z którymi
mieszkała. Później do tego wszystkiego dołączył się chłodny ton Pawła…
A miłość ją uskrzydliła, więc co w tym
złego?
„Pasja wg. Świętej Hanki” opowiada o
zagubieniu. O prawdziwej miłości, która jest w stanie przetrwać wszystko i o
tym, że nie można być w związku z kimś, kogo naprawdę się nie kocha. Kiedy
spotka się kogoś, kogoś obdarzy się prawdziwym uczuciem, wszystko przestaje się
liczyć. I wszystko jest prostsze…
Cotygodniowe spotkania, listy…
I fragment, który spodobał mi się
najbardziej. Kiedy to ich mieszkanie miało zostać zalane powodzią, a Paweł
ratował listy, które pisał do Hanki nie on, a jej kochanek…
Oczywiście moja ocena to 6/6.
Czaicie, że to koniec wolnego? Bo ja naprawdę nie mogę tego zrozumieć...