13:12:00

Emily Giffin - Dziecioodporna




Czy trzeba wybierać między dziećmi a karierą?
Czy w miłości mają sens niezrywalne umowy?
Czy w życiu warto mówić "nigdy"?

Claudia i Ben są szczęśliwym małżeństwem. Nie chcą mieć dzieci, realizują się w pracy i w życiu towarzyskim. Kiedy jednak w domu ich przyjaciół pojawia się niemowlę, w Benie coś pęka. Pragnie zostać ojcem. Jak w tej sytuacji zachowa się Claudia? Czy ich małżeństwo wytrzyma tę próbę? 










Długo czaiłam się na tę książkę, więc kiedy pewnego dnia zobaczyłam ją na półce w Empiku - nie mogłam jej nie kupić. Nie było to moje pierwsze spotkanie z panią Giffin, lubię jej styl pisania, a w przypadku "Dziecioodpornej" spodziewałam się też ciekawej treści. No i... ciekawa była, choć momentami denerwująca. 

W książce spotykamy Claudię i Bena. Od kilku lat są kochającym się małżeństwem, któremu niczego do szczęścia nie brakuje. Żadne z nich nie snuje marzeń dotyczących posiadania potomstwa, pod tym względem dobrali się idealnie, bowiem Claudia przed poznaniem przyszłego męża na każdym kroku słyszała krytykę, a zarówno rodzina, znajomi jak i mężczyźni, których spotykała na swojej drodze sceptycznie kiwali głową przekonani, że to po prostu nie ten moment, ale przyjdzie dzień, w którym kobieta zapragnie zostać mamą. Przekroczyła trzydziestkę, a ten jednak nie nastąpił. U Bena również, jednak tutaj... do czasu. 

Kiedy w rodzinie przyjaciela pojawia się dziecko Ben z początku niepewnie, z czasem jednak coraz śmielej zaczyna namawiać żonę na powiększenie rodziny. Przytacza różnego rodzaju argumenty przemawiające za posiadaniem potomstwa, a kiedy to nie skutkuje, kiedy w ich małżeństwie pojawiają się coraz częstsze zgrzyty - przychodzi mu na myśl, że być może Claudia nie chce być mamą nie dlatego, że nie lubi dzieci (przecież bardzo mocno kocha swoich siostrzeńców), ale dlatego, że nie chce rezygnować z kariery zawodowej. W tym miejscu ze strony mężczyzny pojawia zapewnienie, że jest gotów wziąć odpowiedzialność za wychowanie potomka na siebie, dzięki czemu żona nie musiałaby diametralnie zmieniać swojego życia. Jak się jednak okazuje - nie w tym problem. Z resztą... dla Claudii to w ogóle nie jest żaden problem, a jedynie jej maż nie dotrzymał danego przed ślubem słowa i w pewnym sensie zawiódł ją nagłym pragnieniem zostania ojcem. 

Można by uznać, że w tym miejscu pojawia się pierwszy absurd - po serii sprzeczek małżeńskich, które Ben próbuje zapić, Claudia rzuca oskarżenie w stylu "i Ty chcesz być ojcem", po czym... wyprowadza się z domu, do przyjaciółki, która choć próbuje ją zrozumieć, gdzieś w głębi siebie przyznaje rację Benowi. Nie, to mnie nie dziwi. Bo o ile niechęć do zostania matką rozumiem, tak Claudia jest nie tylko kobietą chcącą pozostać niezależną (w jej mniemaniu dziecko jest cudowne, dopóki nie jej, bo wtedy jej nie ogranicza), o ile nastawioną na kategoryczne NIE, którego nic a nic nie jest w stanie podważyć. 1/3 książki to rozważania na temat tego, czy zgodzić się na dziecko, by ratować małżeństwo (które de facto zostaje rozwiązane przez rozwód w bodajże trzy miesiące, o ile dobrze pamiętam, od momentu wyprowadzki do przyjaciółki). Dalej jest próba zapomnienia, wciąż jednak przeplatana myślami o byłym mężu, aż nagle pojawia się decyzja, choć nie powiedziałabym, że jest ona przemyślana, urodzić Benowi dziecko. Czytałam tę książkę już jakiś czas temu, ale wydaje mi się, że Claudia postanowiła nawet zadzwonić do niego i go o tym poinformować... (tu doszłam do wniosku, że jest ona nieco niestabilna emocjonalnie) 

Wspomniałam już wyżej, że Claudia z początku uważa, że ta niechęć do dziecka w jej życiu nie stanowi dla niej problemu. Z czasem jednak, kiedy małżeństwo się rozpada, przyjaciele Bena unikają kontaktu z nią, a ona zdaje sobie sprawę z tego, że straciła jedynego mężczyznę, którego była w stanie pokochać - zaczyna analizować swoje życie i zastanawia się nad przyczyną swoich przekonań. I to zagłębienie się w psychikę bohaterki, w jej życie i traumy z dzieciństwa, która do dziś ją prześladują jest zdecydowanie największym plusem tej książki. Natomiast nie jedynym.

Jest w niej jednak coś, co sprawiło, że odłożyłam "Dziecioodporną" na półkę. W pewnym momencie musiałam od niej po prostu odpocząć. Nie należę do kobiet, które stawiają posiadanie dziecka na pierwszym miejscu i podobnie jak Claudia wyznaję zasadę, że dzieci są cudowne, dopóki nie moje (bynajmniej tak było te pół roku temu, kiedy po tę książkę sięgnęłam), ale... jakby to określić, bohaterka tej książki jest zwyczajnie nawiedzona. I myślę, że to nie jest nadużycie. Większością książek dzielę się ze swoją rodzicielką i chociaż wydawałoby się, że ona czyta naprawdę wszystko, co wpadnie w jej ręce - "Dziecioodporną" odłożyła dosyć szybko stwierdziwszy, że Claudii potrzebny jest psycholog. Wniosek? Na pewno nie jest to książka dla matek, czy nawet kobiet, które w tej roli siebie widzą i uznają ją za najważniejszą. 

Moja ocena: 4/6