12:12:00

7 uczuć

 
Ileż to ja razy mówiłam, że nie jestem fanką komedii nastawionych na rozśmieszenie widza! Coraz częściej łapię się na tym, że sięgając po książki czy chodząc do kina zaczynam stosować filozofię open mind... i wychodzi, niekiedy, naprawdę katastrofalnie. Ale po kolei. 

Strach, złość, smutek, radość, wstręt, zazdrość, wstyd. Adaś Miauczyński powraca do czasów swojego dzieciństwa, kiedy – jak większość z nas – miał spory problem z nazywaniem towarzyszących mu wtedy emocji. Aby poprawić jakość swego dorosłego już życia, postanawia powrócić do tamtego nie do końca – jak się okazuje – beztroskiego okresu, by nauczyć się przeżywania siedmiu podstawowych uczuć. Ta ekstremalnie nieprzewidywalna podróż do przeszłości obfituje w szereg przezabawnych, wręcz komicznych sytuacji, ale niesie za sobą również moc wzruszeń i refleksji.

Postawię dobrą kawę komuś, to wskaże mi moment godzien mocy wzruszeń i refleksji - poza sceną z Bohosiewicz na samym końcu tej produkcji. Generalnie uważam, że gdyby wyrzucić z tego filmu wszystko, co wydarza się przed tą sceną - byłaby to dobra komedia traktująca o ważnych aspektach codziennego życia, o których niby się mówi, a jednak wciąż zapomina. Niestety ten film trwa 117 minut, co stanowi o 100 wcześniejszych wypełnionych paplaniną bez sensu, gdzie "wsadzono" grupę dorosłych - żeby nie powiedzieć podstarzałych - aktorów w rolę dzieci. Ani to zabawne ani w ogóle "jakieś", więc mnie jedynie drażniło. Swoją drogą żaden film nie powodował we mnie tak wielkiej chęci wyjścia z kina jak właśnie 7 uczuć. Mówi się co prawda, że dobry film powinien budzić emocje - dobre, złe, byle silne, ale... tu wyraźnie coś nie zagrało.

Mogłabym powiedzieć, że ma kilka dobrych momentów i że traktuje o ważnych rzeczach. Jak to powiedziała moja kinowa kompanka opowiadając o nim koleżance - ukazuje ważną prawdę dotyczącą tego, że wykształcone w dzieciach wzorce zachowań mają wyraźne zastosowanie w dorosłym życiu człowieka, podobnie jak ciągnące się za nim patologie. No, pewnie, zgadzam się. Ale tę ważną prawdę przysłonił tak gówniany (no przepraszam!) sposób przedstawienia tego, że nie potrafię się na tym skupić. Klops. Nie polecam. Napijcie się lepiej kawy w spokoju.



źródło zdjęć: grafika google