19:13:00

Kirsty Moseley - Chłopak, który wiedział o mnie wszystko


Cóż to jest za książka!

Moje pierwsze spotkanie z Panią Moseley miało miejsce bodajże w ubiegłym roku - zupełnie przypadkiem, z ciekawości, trochę też dlatego, że porównywana z Hoover stanowiła dla mnie ciekawą propozycję powieści młodzieżowej. Jako że tamtym razem błyskawicznie pochłonęłam historie bohaterów, widząc tego Chłopaka... nie mogłam przejść obojętnie. 

Zgodnie z resztą z oczekiwaniami - przepadłam. Rzadko zdarza mi się (zwłaszcza ostatnio) wsiąknąć w książkę w taki sposób, by nie móc się od niej oderwać i nie robić nic ponad przymus wieczorem, by jak najszybciej wrócić do lektury. Swoją drogą bardzo za tym tęsknię. 

Riley Tanner ma najlepszego przyjaciela, takiego przyjaciela, o którym marzy każda dziewczyna. Jest wspierający, lojalny, uczciwy, godny zaufania, dobry i troskliwy. Jest również najlepszym sportowcem w szkole.
Ich relacja była zawsze nieskomplikowana i ciepła, ale po miesięcznych wakacjach Riley, sprawy się skomplikowały. Zaczęła patrzeć na niego w sposób wykraczający poza strefę przyjaźni. Do tego na drodze pojawia się zainteresowany nią rywal jej przyjaciela i sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli…

Riley wraca z wakacji, spotyka Claya na parkingu szkoły, w której właśnie rozpoczyna naukę i największym z kłamstw okładkowych jest stwierdzenie, że ich relacja była nieskomplikowana. O ile z początku pomyślałam sobie, że super mieć przyjaciela, któremu można powiedzieć wszystko w tak oczywisty sposób, tak już pierwsze sceny z udziałem tej dwójki sugerują, że niewiele jest... przyjaźni w tej przyjaźni. Ona rzuca mu się na szyję, on robi jej malinki, by "oznaczyć swój teren". Nie trzeba być jednak jasnowidzem, by wiedzieć, że ta dwójka ma się ku sobie

O ile z początku wydawało mi się to wszystko słodkie w taki oczywisty, nastoletni sposób, tak bardzo szybko nadmiar tej słodyczy zaczął wywoływać mdłości. Z przykrością stwierdzam, że jest to chyba opinia większości czytelników (sądząc po recenzjach), a szkoda, bo Chłopak, który wiedział o mnie wszystko mógłby być naprawdę wartościową powieścią o miłości, zaufaniu czy sile relacji, gdyby nie to, że przez pierwsze sto pięćdziesiąt stron jest fajnie, przez kolejne mdło przez zasłodzenie, a następnie ta grupa nastolatków (bo jednak są tam inni bohaterowie!) ma bardzo dorosłe problemy, z którymi normalnie ludzie w tym wieku nie muszą się mierzyć ani dawać sobie rady, a jednak Riley i Clay nie tyle stają na wysokości zadania, co bez chwili zastanowienia znajdują rozwiązania w sprawach, z którymi w rzeczywistości nikt by się w taki sposób i w takim czasie nie uporał. Swoją drogą, niby nie chodzi tu tylko o tę dwójkę, ale odłożyłam tę książkę i z pewnością jedynym, co za jakiś czas będę z niej pamiętać, to wzajemne ślinienie się do siebie głównych bohaterów.

Trochę się zawiodłam. Przede wszystkim mocno przerysowanymi wątkami miłości i dojrzałości, która wzięła się z powietrza. Jest to powieść napisana fajnym językiem, ale rozwleczona zbyt mocno i zbyt infantylnie (choć sytuacje w niej opisane wcale takie nie są), by przeczytać ją tak, jak pierwotnie myślałam, że ją przeczytam - z zapartym tchem w ciągu jednej czy dwóch nocy. A naprawdę sądziłam, że tę noc zarwę, żeby się z nimi nie rozstać! Niestety później odłożyłam książkę żeby jakoś tę cukierkowatość przetrawić... Jestem niemal pewna, że gdyby skrócić tę powieść o połowę - byłby to bestseller. A tak, no cóż...