09:56:00

Dotknij nieba


Podejrzewam, że gdybym od początku miała świadomość, że Dotknij nieba opowiada historię muzyki chrześcijańskiej, mogłabym nie pójść do kina tak chętnie. 

Przy okazji Kleru wspomniałam Wam, że religia w moim odczuciu jest niczym dupa - każdy ma swoją. Do Dotknij nieba bezsprzecznie przyciągnął mnie muzyczny zwiastun i zapowiedź, że jest to historia piosenki, która poruszyła miliardy serc na całym świecie. Nie wiem, czego nie wygooglowałam jej przed seanse, ale... to była dobra decyzja. 

Film odsłania kulisy jej powstania, opowiadając historię jej autora, Barta Millarda. Życie muzyka było burzliwe, pełne wzlotów i upadków. W dzieciństwie był ofiarą przemocy fizycznej ze strony ojca - sfrustrowanego alkoholika, który nie pogodził się z tym, że jego marzenia o karierze sportowej się nie ziściły. W liceum Bart chciał pójść w ślady ojca, co skończyło się kontuzją, która na zawsze wyeliminowała go ze sportu. To wtedy dołączył do kółka dramatycznego, gdzie został odkryty jego talent wokalny. Po ukończeniu szkoły postanowił spróbować swoich sił jako muzyk i w końcu trafił do zespołu MercyMe. Ale sukces nie nadszedł od razu. Zanim narodziła się piosenka, która uczyniła Barta Millarda sławnym, ten musiał się zmierzyć z bolesną przeszłością i, jak sam później wielokrotnie powtarzał, stać się świadkiem działania bożego miłosierdzia.*

Nie jest to może tak wzruszającą produkcja jak pamiętna Szkoła uczuć, w której wiara - tuż obok muzyki - gra jedną z głównych ról, ale z drugiej strony, nie jest to również komedia romantyczna. Choć skłamałabym mówiąc, że brak w tym filmie wzruszeń. Podobnie zresztą ze złością. Nie sposób patrzeć na ekran bez emocji i choć w niejednej recenzji natknęłam się na stwierdzenie, że jest to ciężki film, w którym muzyka łagodzi obyczaje, to mnie zdecydowanie bliżej do dramatów i ciężkiej psychologii niżeli do komedii, których poczucia humoru często nie podzielam (abstrahując od tego, że moje jest podobno specyficzne).


Bart to facet, który poprzez muzykę poszukuje swojego prawdziwego "ja" - bawi, wzrusza, porusza serca słuchaczy i jest przy tym brutalnie prawdziwy, choć nie jest to film stricte biograficzny. Dla twórców Dotknij nieba chrześcijańskie przesłanie miłości, przebaczenia i odkupienia stanowi istotę filmu, dlatego też nie bawią się w subtelności.*

Zdecydowanie jest to propozycja warta uwagi, choć - co nieco mnie dziwi - bardzo szybko wyszła z kina. Szkoda, że dobry film ginie w gąszczu tandety i humoru, pozostając przez wielu niezauważony, ale jeśli będziecie mieli okazję się przy nim zatrzymać - koniecznie sprawdźcie. 

Na koniec dodam już tylko, że jest to produkcja nie tylko dla wierzących i nie tylko dla chrześcijan. Myślę, że wiara nie ma tutaj wbrew pozorom najmniejszego znaczenia.


* filmweb 
źródło zdjęć: grafika google