09:37:00

Agata Czykierda-Grabowska - Adam


Są takie książki, które zapadają się w człowieka.

Adam to jedna z pozycji, którą w tym roku kupiłam pod choinkę. Kupiłam nie sobie, ale zanim jeszcze nowa właścicielka zdążyła wziąć tę powieść w ręce, pochłonęłam ją. Pochłonęłam, bo inaczej nie da się nazwać momentu, w którym sięgasz po niemal czterysta pięćdziesiąt kartek w święta i robisz wszystko, by jak najszybciej skończyć. Choć - co mają do siebie dobre książki - przychodzi moment, w którym za wszelką cenę chcesz opóźnić jej zakończenie... 

Adam nie zaznał w życiu szczęścia. Po trudnym dzieciństwie i tragicznej śmierci matki trafił do domu tymczasowego, żeby doczekać osiemnastych urodzin. Później miał być zdany sam na siebie, sam stawiać czoła swoim lękom, koszmarom i niebezpieczeństwu, od którego nikt nie mógł go uchronić.
Nie spodziewał się, że los postawi na jego drodze dziewczynę o zielonych oczach i wielkim sercu, które czuje zbyt mocno. Nie wiedział, że ona także skrywa bolesną tajemnicę, której dotychczas nikomu nie wyjawiła. Nie mógł przewidzieć, że zrodzi się między nimi miłość – czysta i młodzieńcza, ale też namiętna i obezwładniająca.
Miłość, która uratuje ich na tysiąc różnych sposobów. 

Wiecie nie od dziś, że zatopiłam się w tematyce opieki zastępcze i przemocy w rodzinie wiele lat temu i choć nigdy nie będzie brzmiało to dobrze - zawsze chętnie do niej wracam. Nieustannie przyciąga mnie do tych książek prawdziwość i siła płynącego z nich przekazu, a kiedy Adam wpadł w moje ręce zaledwie na chwilę przed świętami, kupiłam go trochę dla siebie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja mama o tym wie, więc i przed sobą mogę się już przyznać. 


Adam to jeden z tych bohaterów, który zawsze będzie zbitką. Zbitką dwóch gatunków, które w ostatnim czasie czytam naprzemiennie - tajemniczej postaci z powieści new adult i rozbitym dzieckiem z przeszłością, który trafiając do rodziny zastępczej jest zamknięty w sobie i ucieka przed ludźmi. Przynajmniej na początku. I przynajmniej z pozoru. 

I jest Ona. Dziewczynka, która czuła zbyt dużo i zbyt mocno, by móc pewnie stąpać po ziemi. 

Poznali się w domu, który jedynie z pozoru tworzył komukolwiek oazę bezpieczeństwa. Dwoje rozbitków po brzegi wypełnionych samotnością, którzy nie czując niczego prawdziwego, czuli wszystko zbyt mocno. Dwoje nastolatków postawionych pod ścianą w brutalnej dorosłości, którzy w pewnym momencie tylko dzięki sobie stawiali kolejne kroki. Zakochani miłością, która ratowała ich na tysiąc różnych sposobów. 


Wsiąknęłam w tę książkę nie mniej niż ona wsiąknęła we mnie. Zapadłam się w niej, tak jak ona wpoiła się we mnie i chociaż - co zauważam z przykrością - dawno już przestałam czytać tak, jak chciałabym czytać, czuję głód i niedosyt słów, które ukoją wulkan buzujących we mnie emocji.

Adam to historia dziecka, które widziało zbyt wiele, czuło zbyt wiele i które zbyt mocno zapadło się w siebie. Historia chłopaka, który u progu dorosłości poznał rodzinę, która uratowała go przed samym sobą. Historia pełna wzruszeń, nadziei i miłości. Czasem typowo nastoletniej, żarliwej i infantylnej, a z drugiej strony rozumiem, że rozbite dzieci w późniejszej dorosłości są wrażliwsze, inaczej przyjmują relacje. A skłamałabym mówiąc, że chodzi tu tylko o Niego...