08:09:00

Michalina Grzesiak - Krystyno, nie denerwuj matki



Kto bywa na instagramie i nie zna Michaliny, popełnia w moim mniemaniu zbrodnię stulecia. Krystyno, nie denerwuj matki to zarówno tytuł książki, o której przyszłam dziś pogadać, jak również nazwa profilu, który jako jeden z niewielu, naprawdę obserwuję, z każdą nowinką. I mówiłam to samej Michalinie, marzę o winie z nią, zwłaszcza że poza poczuciem humoru łączy nas jeszcze jedno - Łódź.



Kto by pomyślał, że odebrany odruchowo nad talerzem parujących klusek telefon zmieni moje życie o 180 stopni.
Że wyląduję w mieszkaniu wielkości komórki pod schodami, zacznę systematyczną walkę z charczącym kiblem i tetrisem gratów uzbieranych w ciągu dwóch lat zmian, upychanych skrupulatnie w wolne dziury dwudziestu siedmiu metrów łódzkiej kawalerki. Kto by przypuszczał, że w końcu rzucę wszystkim w pizdu, zaciągnę drugi hipoteczny i wyniosę się na przedmieścia już nie sama, a z rodziną w pełnym znaczeniu tego słowa.
Nie ja. Ja się nie spodziewałam.
Ta książka to zapis ewolucji kobiety. O tym, jak Pikachu zmienił się w Raichu. O tym, jak karmiłam się dystansem do siebie, oczekiwań i odbioru rzeczywistości, żeby nikogo nie zabić, nikogo nie zabić i przypadkiem, gdybym się kiedyś zapomniała – nikogo nie zabić. O tym, jak się kocha, nawet kiedy się wątpi, i o tym, jak mężczyźni wierzą w depilację bikini pęsetą. O wszystkim. Serio.


Generalnie, Michalinę uwielbiam. Za bezpośredniość, za otwartość i za poczucie na instagramie, że jesteś na kawie czy winie i gadasz z kumpelą o życiu, o nie życiu, o - jakby to Miśka powiedziała - o dupie Maryny. Swoją drogą, szczególnie lubię to ostatnie.


Przechodząc się po salonach, uwalniałam się powoli od ciasnego stanika i pijących w brzuch spodni. Przebrałam się w wygodne, poplamione dresy, opatuliłam polarowym kocem i zaczęłam żyć tak, jak kochałam najbardziej: wolna od „muszę”, „masz” i „teraz!”.


Krystyno, nie denerwuj matki to historia trochę Michaliny, trochę Grześka, trochę Krystyny i Jurka (dzieci). Gdybym kiedyś powiedziała, że instagram to wszystko, to książki są jeszcze lepsze!

Przy okazji Kulturowego podsumowania lata 2019 pisałam recenzję ebooka zakupionego w ramach Wielkiej Orkiestry, którego rok temu trochę z braku laku czytałam na wakacjach. Kit nie zawsze jest dobry. Wtedy była mowa o Nicole Sochacki-Wójcickiej i pokusiłam się o stwierdzenie: książka niech będzie książką (...) umówmy się, że pisanie na instagramie to nie literatura. A okładki warto zostawić jednak dla czegoś, co przyjemnie trzyma się w ręku. I o ile o #instaserialu zdania nie zmieniłam (i niech mnie ręka boska broni, żeby to się stało), o tyle Michaliny nie będę nawet zestawiać z tamtą grafomanią.

Krystyno, nie denerwuj matki to rozmowa z koleżanką. To już mówiłam, nie? Lubię te wszystkie bezbożnice na k., wyrazy niezadowolenia na ch. i zachwyty na zaje., które wciąż z niezrozumiałej dla mnie przyczyny nie są bluźnierstwami.



Nie wiem czy to jest autobiografia. Powiedziałabym raczej, że opowieść o sobie wysnuta z kieliszka wina w domu pełnym miłości. Michalina jest osobą, która tworzy dom pełen prawdziwości i jest szczera do bólu we wszystkim co w życiu miłe i wszystkim tym, co naprawdę miłe nie jest. Do tego ma serce na dłoni, otwartość godną podziwu i choć nie zawsze i nie we wszystkim się z nią zgadzam, a niekiedy nawet jej poglądy idą zupełnie na przekór moim, w sprawach fundamentalnych, to daję jej do tego prawo, jak każdemu, kto nie wtyka mi siłą swoich racji. Powtarzam to kolejny raz, nie oceniam życia, ale oceniam to, co trzymam w ręku i to, jak się przy tym czuję. A dzisiaj sobie myślę, że żałuję, że trafiłam na Krystyno... tak późno, a do książki jeszcze później.


Będzie też część druga Michaliny, bo jestem po obu tych lekturach - Krysia. Mała książka wielkich spraw. Już niebawem :)


Źródło zdjęć: instagram